piątek, 9 marca 2018

UNDERTALE: UNDERVOISE - Mały szkielet

Opis: Dla potworów głos jest równie ważny co ich dusza.  W przeciwieństwie do ludzi świadczy on o ich sile, czy magi i posiada niesamowite umiejętności.
Ludzie nie znali pełnych umiejętności i w obawie przed nimi wygnali je do podziemi góry Ebott gdzie żaden człowiek nie był w stanie ich usłyszeć.
W potworach nieme (słabe) potwory są uważane za gorsze, a ludzie to znienawidzony gatunek. Dlatego One, potwór o wyglądzie podobnym do człowieka, nie jest akceptowana przez większość mieszkańców Podziemia.

W tym universum Frish i Chara to rodzeństwo. Frisk jest niemową i fascynuje go podziemny świat, natomiast Chara nienawidzi potworów bardziej niż te ludzi i pragnie ich upadku.
Gaster jest kochającym ojcem (na swój sposób) dla Papyrusa i Sansa.

(To opowiadanie poszukuje chętnego, który przyodzieje je w okładkę)


Mały szkielet (obecnie czytany)
Pierwszy występ
...

-One! Pośpiesz się. Musisz jeszcze zjeść śniadanie-zawołała Toriel z kuchni.
-Już idę mamo!- dziewczynka właśnie pakowała zeszyty i ołówki do plecaka. Minęły już 3 lat odkąd One i reszta potworów zamieszkały w podziemiu. Toriel stała się dla niej niczym prawdziwa matka, której nigdy nie miała.  Dziewczynka czuła się naprawdę dobrze, ale nadal winiła się za to, że przez nią Toriel i Asgore się rozstali.
Asgore obudził się rano. Był zam w łóżku. Znowu. Westchnął poirytowany i wstał. Słyszał głosy dochodzące z kuchni. Dobrze wiedział do kogo one należały. W tym domu od dawna nie było nikogo poza jego żoną, nim i... Tą przeszkodą która stała między nimi. Mały człowiek denerwował go. Z trudem znosił jego obecność. Najgorsze było kiedy Toriel poświęcała człowiekowi więcej uwagi i miłości niż jemu. Tak. Był zazdrosny. Nie mógł zrozumieć jak kobieta może darzyć uczuciem tego małego "potwora". Przez podobnych jemu byli skazani za życie w ciemnościach. 
Książę wstał z łóżka i nie trudząc się nałożeniem spodni poszedł do kuchni. Już w progu ujrzał swoją kobietę. Uśmiechała się i  śpiewała coś cicho. Poczuł jak jego dusza promienieje radością na sam jej widok. Niestety, chwilę później zobaczył małego człowieka siedzącego przy blacie. Przyglądał jej się chwilę z odrazą. Nienaturalnie blada cera, oczy pozbawione źrenic, brak włosów.. Nie spotkał się wcześniej z czymś podobnym. Gdy Toriel powiedziała mu, że odratowała ją z izolatki nie zdziwił się. Sam nie chciał widzieć czegoś takiego na co dzień.
Ignorując dziecko Asgore podszedł do swojej ukochanej i objął ją w pasie. 
-Witaj najdroższa- wymruczał całując jej szyję. Poczuł jak kozica drży w jego ramionach, a jej aura wyraźnie mówiła, że podoba jej się to co robił mężczyzna. Dlatego był bardzo zaskoczony kiedy powiedziała...
-Kochanie nie przy One- odepchnęła go lekko i zmierzyła wzrokiem. -I proszę ubierz coś na siebie. Dajesz zły przykład dziecku- to mówiąc dalej zajęła się gotowaniem... czegoś. Asgore zmarszczył brwi.
-To mój dom, nie będę się przejmował takimi drobnostkami- mruknął niezadowolony, a po chwili dodał jeszcze. -Ten dzieciak i tak jest głupi. Tori, chodź ze mną do sypialni- tu objął kobietę i przyciągnął do siebie. Następnie pochylając się nad jej uchem wymruczał. -Ile to już minęło od kiedy się kochaliśmy?- pocałował ją w szyję. -Jak dla mnie za długo...
Wtedy został odepchnięty przez Toriel. Na jej twarzy wyraźnie malowało się zdenerwowanie, ale i zawstydzenie. 
-Jak ty się zachowujesz przy dziecku?!- krzyknęła oburzona. Wtedy nerwy mu puściły.
-Kochasz tego małego potwora bardziej ode mnie! 
-To nie prawda! Kocham cię Asgore. Po prostu dzieci potrzebują uwagi i...
-TO NIE JEST TWOJE DZIECKO!- przerwał jej. -To przeklęty człowiek! Nie jest jednym z nas. To przez niego tu jesteśmy!- wskazał rękami na wszytko dookoła. Toriel zakryła usta zaskoczona tym co usłyszała.
-Jak możesz być tak nieczuły. Jak możesz ją obwiniać za błędy ogółu? To tylko dziecko!
Dorośli sprzeczali się, a One tym czasem w przestrachu schowała się pod stołem. Zacisnęła powieki i zasłoniła uchy dłońmi aby nie słuchać. Bała się. -Co narobiłeś? Przez ciebie One się boi- kozica wyzwała męża i kucnęła przy dziewczynce. Przytuliła ją do swojej piersi i zaczęła gładzić uspokajająco po nagiej główce. -Shhh... Spokojne moje dziecko...
Asgore zacisnął szczękę. Nawet podczas kłótni jego kobieta przykuwała większą uwagę dziecku.
-Mam dość- powiedział. -Jeśli dalej zamierzasz tak postępować nie będę tego dłużej znosić- Toriel spojrzała na księcia marszcząc brwi. Otworzyła usta by coś powiedzieć, ale ten wszedł jej w słowo. -Musisz wybierać Tori. Albo ja. Albo to- tu wskazał palcem na dziewczynkę. Powiedział te słowa pewny, że kobieta wybierze jego. Przecież ich dusze tworzyły więź. A ten człowiek nie był z nimi... Z nią w jakikolwiek sposób związany.
Toriel patrzyła na męża w osłupieniu. W jej oczach zabrał się łzy, ale jakoś udało się jej je powstrzymać. 
-Droga wolna...- powiedziała cicho. Teraz to Asgore był w szoku. Jednakże po chwili zawrzał w nim gniew. Podszedł do kozicy i wyrwał dziecko z jej rąk odrzucając w bliżej nieokreślonym kierunku. One uderzyła plecami w ścianę. Całe powietrze opuściło jej płuca i z trudem łapała oddech. Przed oczami pojawiły się mroczki i jedyne co dostrzegła przed utratą przytomności to para walczących dorosłych.
Teraz Toriel stała w kuchni robiąc kanapki dla dziewczynki. One była jej bardzo wdzięczna za wszystko co dla niej i bardzo ją pokochała. Kobieta nauczyła ją podstawowych rzeczy takich jak czytanie i liczenie. Dzięki niej potrafiła też normalnie rozmawiać. Nie sepleniła, ani nic w tym stylu. Chociaż nadal miała problem z wymową, lub zrozumieniem niektórych słów.
-Dzień dobry- powiedziała dziewczynka siadając przy stole. Zaczęła szybko zajadać tosty. Była bardzo podekscytowana wizją pierwszego dnia w szkole.
-Spokojnie moje dziecko- Tori zaśmiała się lekko widząc jak szybko śniadanie znikało z talerza dziewczynki. Ta szybko popiła wszystko kubkiem mleka i pobiegła do holu się ubierać. Szybciutko ubrała buciki, ciepłą kurtkę i czapkę. Nie zapomniała też o rękawiczkach. Gdy była już gotowa kozica pomogła jej włożyć plecak na plecy i zaprowadziła przed Wrota.
-Pamiętasz drogę?- zapytała troskliwie kobieta poprawiając czapkę One.
-Tak mamo- powiedziała dziewczynka. Potem przytuliła swoją mamę delikatnie i pogładziła lekko po mocno odstającym brzuchu. -Do widzenia- powiedziała mała na pożegnanie i przekroczyła Wrota.
Od razu otulił ją chłód. One zaciągnęła się zimnym powietrzem i uśmiechnęła szeroko. Zaczęła biec przed siebie, a śnieg skrzypiał pod jej nogami. Kochała to. Fascynowało ją wszystko. I mimo, że już od trzech lat jest wolna nadal zachwycało ją wszystko. Biegała po śniegu od czasu do czasu mocniej tupiąc i śmiejąc się na widok tego jak śnieg się wzburza. Strącała też płaty śniegu z gałęzi drzew. 
Skończyło się na tym, że do szkoły dotarła cała biała ale z szerokim uśmiechem na ustach. Kilka... Nie, wszystkie potwory parzyły na nią z odrazą, gniewem, a nawet strachem. Toriel mówiła jej, że tak może tak być. Wspomniała też, żeby One się nie przejmowała. "Kiedy cię poznają, polubią cię" mówiła.
Dziewczynka zostawiła kurtkę i czapkę w szatni i potuptała do klasy. Gdy tylko weszła do środka wszystkie rozmowy ucichły, a spojrzenia dzieci spoczęły na niej.
-Umm... Cześć-powiedziała z uśmiecham machając do nich lekko dłonią. Lecz nikt jej nie odpowiedział. Opuściła dłoń lekko zmieszana i złapała za ramiączko plecaka. Wszyscy trzymali się od niej z daleka co sprawiało, że czuła się niekomfortowo. Jakby jej nie chcieli... Usiadła w wolnej ławce i czekała grzecznie na nauczyciela.
Chwilę potem zadzwonił dzwonek i do klasy weszła wysoka... Jaszczurka bez rąk. Chodziła na dwóch nogach jak wszyscy, a na nosie miała okulary. Jej skóra była zielona, a na grzbiecie aż do ogona miała kolce. One zastanawiała się jak jaszczurka piszę, je i wykonuje inne czynności skoro nie posiada rąk.
-Dzień dobry dzieci- odezwał się męskim głębokim głosem. "Czyli to Pan..." pomyślała One wpatrując się w jaszczurkę. -Nie wszyscy mnie znają, więc przedstawię się. Nazywam się Green Saurian i będę waszym wychowawcą przez kolejne sześć lat. Nie wszystkich was znam więc chciałbym, aby wszyscy się przedstawili. Dzięki temu też poznacie się nawzajem. Będę wyczytywał wasze imiona z dziennika w wy będziecie wstawać- po tych słowach usiadł przy biurku. Wszyscy chórem odpowiedzieli "Tak proszę Pana" Potem One zobaczyła jak jedna z książek leżąca na blacie lśni niebieskim światłem i unosi się by następnie otworzyć się przed nauczycielem. Mężczyzna wyczytywał imiona w kolejności alfabetycznej i w końcu przyszła kolej One. Dziewczynka wstała z uśmiechem i przedstawiła się.
-Powiedz czym się interesujesz?- zapytał wychowawca tak jak każdą osobę przed nią. Dziewczynka już otworzyła usta żeby odpowiedzieć, ale wtedy po klasie rozległ się chłopięcy głos.
-Pewnie znęcać się nad potworami- jego głos był pełen jadu.
-N-nie prawda- oburzyła się One. -Bardzo lubię czytać! I często śpiewam z mamą- dodała szybko. 
- A o czym są te książki? Pewnie o zabijaniu potworów. Albo o tym jacy to jesteśmy źli i straszni- parsknął ten sam chłopiec, ale nauczyciel go uciszył.
-Możesz usiąść One- zwrócił się do dziewczynki. Ta wykonała polecenie i usłyszała jak ktoś przed nią mówi:
-Pewnie ma tak na imię bo nie ma przyjaciół.
-Nie dziwię się. Wygląda paskudnie...- to zabolało dziewczynkę, ale była twarda i nie popłakała się. Musi być silna. Musi żeby móc chronić mamę.
-Papyrus- mężczyzna wyczytał kolejne imię. One zobaczyła jak z miejsca wstaje kościotrup z szalikiem w czerwono-białą kratę.
-WITAJCIE, JESTEM WIELKI PAPYRUS. MOJĄ SPECJALNOŚCIĄ JEST ŚPIEW I PUŁAPKI. KIEDY DOROSNĘ BĘDĘ GWIAZDĄ JAK METTATON- powiedział głośno. Kilka osób w klasie parsknęło śmiechem. One natomiast zastanawiała jak to się dzieje, że ten mały szkielet mówi, chodzi i się nie rozpada.
-Dobrze Papyrusie, możesz usiąść- powiedział jaszczur z uśmiechem.
Reszta lekcji zleciała na przedstawianiu się pozostałych uczniów i zapoznaniem z planem lekcji. Na szczęście obyło się bez złośliwych komentarzy, a przynajmniej One nic nie usłyszała.
***
One właśnie wychodziła ze szkoły kiedy zobaczyła grupkę dzieci. Śmiały , więc myślała, że po prostu rozmawiają, ale po chwili usłyszała znajomy głos.
-NIE, PROSZĘ! NIC WAM NIE ZROBIŁEM- to zdecydowanie był głos Papyrus'a.
-Hahaha! Widzicie tą kupę kości!- Dziewczynka obejrzała się za siebie. Nim się spostrzegła już stała przy grupce małych potworów.
-Przestańcie!- zawołała. Wszyscy odwrócili się w jej stronę ze złośliwymi uśmieszkami na twarzach.
-Bo co, zrobisz nam krzywdę?-powiedział jeden z dzieciaków.
-Zamkniesz nas w jakiejś dziurze?- dodał inny.
-Nie macie powodu żeby go krzywdzić. Przecież nic wam nie zrobił- One zacisnęła piąstki. Ktoś się zaśmiał.
-A co cię to obchodzi? Tacy jak ty robili gorsze rzeczy potworą- warknął ktoś. Dzieciaki zignorowały One i zaczęły wracać do szkieleta. Dziewczynka szybko ich ominęła i stanęła pomiędzy grupką, a Papyrus'em.
-Idź sobie- warknął ktoś. To był ten sam chłopak który dogryzał jej na lekcji. Wyglądał podobnie do ich wychowawczy, tyle że był dużo mniejszy i czerwony.
-Nie- powiedziała stanowczo dziewczynka.
-One...- poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. To był Papyrus - Lepiej idź...
-Nie. To jak się zachowują jest złe- warknęła i odwróciła się w stronę oprawców.
-Sama tego chciałaś...- zaśmiał się dzieciak, który szyba był szefem tej całej bandy chuliganów. Wtedy One poczuła jak się unosi, aby potem boleśnie upaść na ziemie. Magia rzucała ją to tu, to tam. I nagle wszystko ustało, a ta upadła twarzą w śnieg.
-SANS!- usłyszała radosny krzyk Papyrusa. Podniosła głowę. W ich stronę szedł szkielet w niebieskiej bluzie i krótkich, czarnych spodeńkach na których widniała pięciolinia z kluczem wiolinowym i basowym. Przez szyję (?) przewieszone miał słuchawki, a na twarzy leniwy uśmiech.
-To Sans. W nogi- zawołał jakiś dzieciak i po chwili chuliganów już nie było, a Papyrus pomagał podnieść się One.
-NIC CI NIE JEST ONE?- zapytał zatroskany.
-Wszystko okay- powiedziała dziewczynka. Teraz zobaczyła, że szkielet jest niewiele wyższy od niej.
-MOGĘ CI POMÓC- powiedział i jego dłonie zabłysnęły na zielono, ale szybko został odciągnięty od dziewczynki przez drugiego, nieco wyższego szkieleta. -SANS CO ROBISZ? CHCIAŁEM JĄ WŁAŚNIE URDROWIĆ- na pytanie Papyrusa drugi szkielet odpowiedział kilkoma ruchami dłoni. -NIE BRACIE. ONA MNIE BRONIŁA- wytłumaczył. Sans uniósł "brwi" i spojrzał na One zaskoczony. Jego turkusowe oczy wpatrywały się w nią uważnie. Wykonał kilka ruchów rękami, na co dziewczynka zmarszczyła brwi.
-Nie znam migowego- mruknęła trochę zawstydzona.
-SANS CI PODZIĘKOWAŁ- wytłumaczył niższy szkielet podchodząc do dziewczynki. Jego kościste dłonie znów zalśniły zielonym światłem. Przyłożył je do ramion One, poczuła ciepło rozchodzące się po jej ciele i po chwili już nic ją nie bolało.
-Wow... To magia lecznicza prawda?- zapytała z gwiazdkami w oczach. -Moja mama czasem tak robi
-NYE HEH HEH- zaśmiał się Papyrus. Sans znowu wykonał kilka ruchów rękami. -MASZ RACJE BRACIE. MUSIMY SIĘ POŚPIESZYĆ- zawołał i zaczął odchodzić. Ale zanim przekroczyli bramę szkoły odwrócił się i zawołał radośnie machając ręką. -DO JUTRA ONE!
Na twarzy One pojawił się szeroki uśmiech. Radośnie pobiegła do domu, a gdy tylko przekroczyła próg zawołała.
-Mamo, nauczysz mnie migowego?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz