Opis: Dla potworów głos jest równie ważny co ich dusza. W przeciwieństwie do ludzi świadczy on o ich sile, czy magi i posiada niesamowite umiejętności.
Ludzie nie znali pełnych umiejętności i w obawie przed nimi wygnali je do podziemi góry Ebott gdzie żaden człowiek nie był w stanie ich usłyszeć.
W potworach nieme (słabe) potwory są uważane za gorsze, a ludzie to znienawidzony gatunek. Dlatego One, potwór o wyglądzie podobnym do człowieka, nie jest akceptowana przez większość mieszkańców Podziemia.
W tym universum Frish i Chara to rodzeństwo. Frisk jest niemową i fascynuje go podziemny świat, natomiast Chara nienawidzi potworów bardziej niż te ludzi i pragnie ich upadku.
Gaster jest kochającym ojcem (na swój sposób) dla Papyrusa i Sansa.
(To opowiadanie poszukuje chętnego, który przyodzieje je w okładkę)
Autor: AdamPotatoePrince
...
One właśnie zdejmowała kurtkę kiedy ktoś chwycił ją pod pachami i podniósł.
-DZIEŃ DOBRY KOLEŻANKO-zawołał radośnie Papyrus. Na początku dziewczynka dziwiła się dlaczego szkielet mówi tak głośno. Również zaskoczyło ją, ze chłopiec pisze wielkimi literami, ale szybko przyzwyczaiła się do tego. Paps był jej przyjacielem i akceptowała go takim jaki jest.
-Paparys!- dziewczynka spojrzała z szerokim uśmiechem na szkieleta. -Dzień dobry- przywitała się grzecznie. Potwór odłożył One i przytulili się krótko. -Więc co robiłeś przez weekend?- zapytała odwieszając kurtkę na wieszak.
-OH, BYŁO ŚWIETNIE. SANS ZABRAŁ MNIE DO WATERFALL. ODWIEDZILIŚMY UNDYNE, ŚPIEWALIŚMY RAZEM, A WIECZOREM POSZLIŚMY NAD WODOSPAD. MUSISZ TAM KIEDYŚ IŚĆ ZE MNĄ KOLEŻANKO. CHCE CI POKAZAĆ ECHO KWIATY- powiedział uśmiechając się szerzej. One odwzajemniła uśmiech, a jej oczka zabłyszczały radośnie.
-Zapytam mamy, czy mogłabym z tobą iść- powiedziała podskakując wesoło. -Ja uczyłam się migowego. Mama dała mi książkę i mogę uczyć się sama- wypięła dumnie pierś. -Wiesz, chciała bym umieć rozmawiać ze wszystkimi potworami. Ale jak mam to zrobić skoro niektórzy nie mówią?
-ROZUMIEM, POWODZENIA KOLEŻANKO- Papyrus poklepał krzepiącą dziewczynkę po plecach. Szli spokojnie przez korytarz rozmawiając o wszystkim i o niczym. Okazało się nawet, że ich rodzice się znają. Ojciec szkieleta był najlepszym przyjacielem Asgore'a, a przy tym wiernym sługą i naukowcem. One skrzywiła się słysząc imię byłego partnera Toriel. Nie lubiła go, a on nie lubił jej. Co poradzić, czasem już tak jest. Nagle coś przypomniało się dziewczynce.
-Papyrus...- zaczęła. Przyjaciel zatrzymał się i spojrzał na dziewczynkę lekko przekrzywiając przy tym czaszkę. -Coś się stanie jeśli dzisiaj nie zaśpiewam?-zapytała zaciskając swoje małe dłonie na ramiączkach plecaka. -Myślisz, że dostanę złą ocenę?
-ALE DLACZEGO NIE CHCESZ ŚPIEWAĆ?- wyraźnie zdziwił się potwór. One odwróciła wzrok i przygryzła wnętrze policzka. -Koleżanko?- odezwał się dużo ciszej chłopiec.
-Nigdy przed nikim nie śpiewałam sama...- powiedziała cicho. Po chwili spojrzała na przyjaciela ze smutkiem w oczach. -Co jeśli nikomu się nie spodoba?
Szkielet przez chwilę wpatrywał się w dziewczynkę, aby po chwili zamknąć ją w niedźwiedzim uścisku. One była z początku zaskoczona, ale odwzajemniła gest.
-NIE PRZEJMUJ SIĘ KOLEŻANKO. WMURUJESZ ICH W PODŁOGĘ-powiedział odsuwając się od One i obdarzył ją ciepłym uśmiechem. -PRZECIEŻ JESTEŚ PRZYJACIÓŁKĄ WIELKIEGO PAPYRUSA- dodał. Dziewczynka przytaknęła i również się uśmiechnęła.
-Masz racje Pap. Myślę, że dam radę!- zawołała ochoczo. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek i dwójka szybko pobiegła do klasy. Jednak nie wystarczająco. Duża, biała wilczyca siedziała już przy biurku kiedy cicho wkradali się do klasy. Dzieci zobaczyły jej karcące spojrzenie i od razu przeprosiły za spóźnienie by potem usiąść na swoich miejscach.
-Dobrze... Skoro już wszyscy są obecni... -odezwała się nauczycielka. - One, dzisiaj twoja kolej prawda?- dziewczynka przytaknęła szybko. -Proszę wyjdź na środek
One wstała i powoli ruszyła w stronę wskazaną przez nauczycielkę. Jej dłonie drżały z tremy kiedy już stała naprzeciwko swoich kolegów z klasy. Spojrzała zestresowana na Papyrusa. Ten uśmiechnął się pokrzepiająco i pokazał jej kciuk w górę. Dziewczynka zamknęła oczy, wzięła głęboki oddech o zaczęła śpiewać.
O mgliste oko Góry poniżej
Miej w swej pieczy dusze mych braci,
A gdyby niebo pokryło się ogniem i dymem,
Miej w swej pieczy synów Durina
Jeśli to ma się skończyć w ogniu,
to powinniśmy spłonąć razem
Patrz, jak płomienie wznoszą się wysoko w nocy
Wzywając ojca, oh, wytrwaj, a my będziemy
Patrzeć jak płomienie płoną, oh, na górskim zboczu
A jeśli dziś powinniśmy umrzeć,
to powinniśmy umrzeć razem
Wznieśmy wina kielich, po raz ostatni
Wzywając ojca, oh, przygotuj się, bo będziemy
Patrzeć, jak płomienie płoną na górskim zboczu,
Zniszczenie wzlatuje w niebo
Teraz widzę ogień, w środku Góry,
Widzę ogień, palący drzewa
I widzę ogień, trawiący dusze,
Widzę ogień, jak krew w wietrze
I będę mieć nadzieję, że mnie zapamiętasz
O, jeżeli moi ludzie polegną, to z pewnością pójdę w ich ślady
Uwięzieni w korytarzach Góry podeszliśmy zbyt blisko płomienia.
Wzywając ojca, oh, trzymaj się mocno, a będziemy
Patrzeć, jak płomienie palą się ciemną czerwienią na górskim zboczu,
Zniszczenie wzlatuje w niebo
Teraz widzę ogień, w środku Góry,
Widzę ogień, palący drzewa
I widzę ogień, trawiący dusze,
Widzę ogień, jak krew w wietrze
I mam nadzieję, że mnie zapamiętasz
A jeśli noc będzie płonąć,
zasłonię me oczy,
Bo jeśli mrok powróci,
to moi bracia zginą,
I podczas gdy niebo spada w dół
- uderzyło w to samotne miasto
- I widząc ten cień padający na ziemię
słyszę moich ludzi krzyczących
Teraz widzę ogień, w środku Góry,
Widzę ogień palący drzewa
I widzę ogień, trawiący dusze,
Widzę ogień, jak krew w wietrze...
Skończyła, ale nie usłyszała nic. Uchyliła powieki i niepewnie rozejrzała się po sali. Wszyscy patrzyli na nią w szoku. Niektóre z dziewcząt miały łzy w oczach. Papyrus zaczął bić brawo.
-CUDOWNIE KOLEŻANKO!-zawołał. Kilka osób dołączyło się do braw zawstydzając tym One. Dziewczynka lekko dygnęła w podziękowaniu. Wtedy Red Lizzard zerwał się z miejsca.
-Żartujecie sobie? Zapomnieliście, że to człowiek? Przecież ich dusze są silniejsze niż nasze- krzyknął. Oklaski ucichły i zastąpiły je szepty oraz pomruki.
-Red Lizzard- rozbrzmiał wrogo głos nauczycielki. -Skoro wiesz, że ludzkie dusze są silniejsze, powinieneś wiedzieć, że ich głos nie ma z tym nic wspólnego. Nie posiadają żadnej magii więc nie ważne jak silną duszę posiada One nie ma to wpływu na jej śpiew- powiedziała. Mały jaszczur przełknął głośno gulę i z powrotem usiadł. Wilczyca spojrzała na dziewczynkę nadal stojącą na środku klasy. -Nie spodziewałam się, że powiem coś takiego do człowieka, ale masz ogromny talent dziecko. Możesz wrócić na miejsce
-Dziękuje bardzo- zawołała z wdzięcznością One i wykonała polecenie nauczycielki. W drodze do swojej ławeczki uśmiechnęła się szeroko do przyjaciela i puściła mu oczko. O dziwo ten odpowiedział tym samym. Nigdy nie przyzwyczai się do jego magicznych kości.
***
One z wielkim uśmiechem wracała do domu razem z Papyrusem i Sansem. Chociaż bracia nie mieli wcale po drodze Paps bardzo prosił o to Sansa. Ten z początku nie zgadzał się, ale gdy młodszy potwór użył swojego specjalnego ataku (WSPANIAŁYCH SZCZENIACZKOWYCH OCZODOŁÓW WIELKIEGO PAPYRUSA) westchnął zrezygnowany i się zgodził.
-SANS, MOJA PRZYJACIÓŁKA BYŁA DZISIAJ NIESAMOWITA!- wołał Papyrus. -MIMO WIELKIEGO STRACHU ŚPIEWAŁA DZISIAJ NA LEKCJI. I TO NAPRAWDĘ WSPANIALE! CAŁA KLASA BIŁA JEJ BRAWA
Sans spojrzał lekko zaskoczony na One. Ta zaśmiała się i dumnie wypięła pierś.
-Cóż mogę powiedzieć. Muszę dotrzymać kroku mojemu wspaniałemu przyjacielowi- z tymi słowami szturchnęła lekko małego potwora w żebra. Paps zaśmiał się, a jego kości policzkowe przybrały lekko pomarańczowy kolor.
-Nyeh heh heh... One... To bardzo miłe...- powiedział ciszej niż zwykle. Wtedy oboje usłyszeli głośne "Pfft" i spojrzeli karcąco na Sansa który dusił śmiech. -Z CZEGO SIĘ ŚMIEJESZ BRACIE?- w odpowiedzi na pytanie wyższy szkielet wykonał kilka ruchów nadgarstkami, a Papyrus zmarszczył "brwi". -JAK TO NASZ WIDOK SPRAWIA, ŻE CZUJESZ CIEPŁO W KOŚCIACH? CO TO MA W OGÓLE ZNACZYĆ?
Sans wzruszył ramionami, a młodszy z braci zaczął dawać starszemu wykład o anatomii szkieletów. I wyjaśniał, że to niemożliwe aby czuł ciepło w kościach ponieważ nie odczuwają temperatury. One zaśmiała się cicho.
-Pap, chyba twojemu bratu chodziło o to, że cieszy się widząc jaki jesteś szczęśliwy- wtrąciła dziewczynka. -Moja mama często mi mówi, że kiedy się śmieje robi jej się ciepło na duszy. Myślę, że... Sans zrobił z tego kawał, czy coś.
-NAPRAWDĘ SANS? JAK MOŻESZ, TO NAWET NIE BYŁO ŚMIESZNE- fuknął mniejszy. -NIGDY NIE ROZUMIEM TWOICH ŻARTÓW. SĄ GŁUPIE! TAK SAMO JAK TATY. UGH!
-Hej Papyrus, nie denerwuj się. Ja też nie do końca to zrozumiałam- powiedziała One i zamyśliła się. -Może Sans musi potrenować, żeby jego kawały były śmieszne?!-zawołała patrząc na szkiele-braci. Starszy zaśmiał się tylko, a młodszy zaczął zaprzeczać mówiąc, że więcej głupich kawałów nie zniesie.
-ON OPOWIADA JE ODKĄD PAMIĘTAM... I NADAL NIE MAJĄ SENSU!
Gdy Papyrus to powiedział do główki One wpadł diaboliczny pomysł. uśmiechnęła się przebiegle i spojrzała na braci.
-Nie chciałeś przypadkiem powiedzieć, że...-zaczęła.
-KOLEŻANKO, NIE!
-...one ...
-NIE!
-...nie mają sansu?
-UFAŁEM CIIII!- zawołał zawiedziony i troszkę zły. Natomiast Sans roześmiał się głośno, ale od razu gdy to zrobił zasłonił zęby dłonią. Dzieci spojrzały na niego zdziwione. -WOWIE... SANS, JUŻ DAWNO NIE SŁYSZAŁEM ŻEBYŚ ŚMIAŁ SIĘ TAK GŁOŚNO...- powiedział Pap równie zdziwiony co One. Dziewczynka myślała, że skoro brat jej przyjaciela jest niemową to nie wydaje żadnych odgłosów... A nawet jeśli to nie takich głośnych. Słyszała już rozbawione pomruki Sansa, ale to był głośny, szczery śmiech... Dlatego zaczęła się zastanawiać...
-Dlaczego Sans nie mówi?-wypaliła zanim zdążyła to przemyśleć. Szkiele-bracia spojrzeli na nią zaskoczeni. Sans włożył kaptur na głowę próbując się za nim schować, a Papyrus podrapał się nerwowo po karku.
-WIESZ KOLEŻANKO... TO DOŚĆ PRYWATNE PYTANIE- odezwał się w końcu młodszy.
-Oh.. Dobrze! Przepraszam, nie chciałam być wścibska- mruknęła dziewczynka. Czuła się głupio.
-NIE PRZEJMUJ SIĘ! SANS NAPEWNO CI POWIE KIEDY BĘDZIE GOTOWY- próbował pocieszyć przyjaciółkę. Ta mruknęła coś pod nosem zgadzając się z nim. Po chwili jednak parsknęła śmiechem.
-Tak... Napewno kiedyś mi powie- zaśmiała się.
-UGHHH!- warknął poirytowany Papyrus, a Sans uśmiechnął się lekko pod kapturem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz